Podczas warsztatów często zadaję uczestnikom pytanie: „Czym dla Ciebie jest stres?”. W odpowiedzi najczęściej słyszę: „Ja się nie stresuję, mnie to nie dotyczy, jaki stres?”. „Mam bezstresową pracę, w domu nie mam napięć, utrzymuję cały czas spokój” – mówi jedna z uczestniczek warsztatów o stresie. Poznając definicję stresu, jego objawy w postaci np. problemów z koncentracją, bólów głowy, nagłych wybuchów płaczu i gniewu czy ograniczeń w ruchu, dochodzimy do wniosku, że ten temat dotyczy właściwie każdego z nas.
Wielu z nas nie tyle nie dostrzega u siebie stresu, co celowo próbuje go uniknąć. Po pewnym czasie, żyjąc w taki sposób, okazuje się, że jest to niemożliwe, a celowe dążenie do życia bez stresu tylko go zwielokrotnia. Przykładowo: jeśli dopuszczamy do siebie tylko obraz nas samych spokojnych, wyciszonych, łagodnych, to nie akceptujemy swojej złości, smutku, ekspresji. A tak naprawdę, aby poczuć życie w pełni, warto umieć dopuścić do siebie każdą emocję czy postawę.
Podobnie dzieje się, jeżeli chodzimy na wiele zajęć jogi, relaksacji, warsztatów, na których próbujemy kontaktować się z tylko z „jasną stroną mocy”, być w energii harmonii. Za wszelką cenę dążymy do tego, by nie spotkać się ze „swoim cieniem”, ze swoimi stresorami i by w życiu codziennym nie stawić im czoła. Oto wypowiedź uczestnika warsztatów na temat wypalenia zawodowego: „Mam trudne relacje w pracy i domu. Jadę na kolejny warsztat, idę na zajęcia jogi, by poczuć się mniej zestresowany”. W ten sposób odsuwamy jednak konfrontację z tym, co nas stresuje, nie zajmujemy się wyzwaniami, którym musimy sprostać. To w konsekwencji powoduje, że niewiele się w życiu zmienia, gdyż faktycznie nie przepracowujemy stresora i swojego progu akceptacji tego, co jest trudne. W konsekwencji takie dążenie do bezstresowego życia może zwielokrotnić stres. Przestajemy pokonywać swoje ograniczenia. Możemy w ten sposób także uzależniać się od życia w iluzji bezstresowego życia czy od warsztatów, w których bierzemy udział. Uczestniczenie w warsztatach czy zajęciach jogi ma sens tylko wtedy, gdy pomaga nam to stawić czoła temu, co jest trudne.
Dlaczego unikamy doświadczenia stresu?
Często w zetknięciu z trudnymi, stresującymi sytuacjami rozwijamy w sobie szereg działań przystosowawczych, które nabyliśmy jako dzieci, podpatrzyliśmy w najbliższym otoczeniu, czy otaczającej nas kulturze. Przykładowo, jeśli nasze najbliższe otoczenie nie umiało stawić czoła wyzwaniom w sytuacjach silnego stresu, odreagowało napięcia przez agresję i alkohol, nie umiało komunikować się w oparciu na empatii, bardzo prawdopodobne, że my też mamy takie wzorce. Często sporo pracy musimy włożyć, aby nauczyć się reagować inaczej.
Najważniejsze w pracy ze stresem jest to, by umieć się przyznać przed samym sobą, że są takie obszary naszego życia, które nas stresują. Może to być rozmowa z szefem czy dojazd do pracy w porannym tłoku na jezdniach. Dzięki temu, że wiemy, co nas stresuje, mamy szansę coś zmienić, zadbać o siebie w konkretnej sytuacji, zajrzeć głębiej i sprawdzić, co tak naprawdę się dzieje, przepracować to, co dla nas jest trudne.
Jeśli za wszelką cenę byśmy dążyli do życia całkiem pozbawionego stresu, to nie jeździlibyśmy na urlop, nie uczestniczylibyśmy w świętach, nie bralibyśmy ślubu, nie podejmowalibyśmy pracy. Na skali Thomasa Holmesa i Richarda Rahe wszystkie wyżej wymienione sytuacje to wysoko stresujące wydarzenia. Skala zawiera spis 44 najbardziej stresujących sytuacji w życiu człowieka. Twórcy zakładają, że istnieje silna zależność między siłą stresora a prawdopodobieństwem zapadnięcia na poważną chorobę. Jeżeli jednak dążylibyśmy za wszelką cenę do bezstresowego życia i unikali stresujących sytuacji (które są także szansą na rozwój osobisty), mogłoby się okazać, że nigdy nie nauczylibyśmy się wielu narzędzi komunikacji. Taką sytuacją może być na przykład spotkanie z wymagającym szefem. Być może nigdy nie stalibyśmy się asertywni, gdyby nie praca w zespole, w którym wymagano od nas zaangażowania ponad nasze siły i możliwości. Takie z pozoru trudne sytuacje mogą nas wiele nauczyć o nas samych, dając szansę do wyjścia poza standardowe schematy naszych reakcji.
Często, aby uniknąć sytuacji konfliktowych czy dla nas niewygodnych (w których druga osoba może zareagować złością), uśmiechamy się, staramy się być mili, „pozytywni”, niezależnie od tego, co czujemy. W większości przypadków zachowujemy się w ten sposób nieświadomie. Nauczyliśmy się takiej strategii, aby przetrwać. Jednak działa ona na krótką metę, gdyż tak naprawdę powoduje, że poziom napięcia i stresu wzmaga się. Przykładowo: w pracy mamy sytuację, w której koleżanka idzie na urlop, a my mamy już wiele swoich obowiązków, nie wyrabiamy się z własnymi zadaniami, ale by zjednać sobie zespół i być postrzeganym(-ą) jako miła osoba, bierzemy na siebie jej obowiązki. Nie mówimy, że to dla nas za dużo, że będziemy musieli zostać po godzinach pracy. Choć czujemy złość, że w ten sposób zaniedbujemy swoje potrzeby (np. czas na relaks), zagryzamy zęby, uśmiechając się i mówiąc, że to jest OK. Nasze ciało w tym momencie się zaciska. Niestety, żyjemy w kulturze, która wspiera odcięcie od tego, co czujemy na poziomie ciała i emocji, zwłaszcza tych trudnych. Nasz poziom stresu odkłada się w napiętych mięśniach, zaciśniętych szczękach, niewyrażonych emocjach. Często wtedy sięgamy po kolejną kawę czy ciastko, nie mamy czasu, by zadbać o kondycję, relaks, podnieść swój poziom energii. Stajemy wtedy na początku drogi do wypalenia zawodowego.
Już sam kontakt z ciałem i z emocjami może wiele zmienić. Kiedy żyjemy w zgodzie ze sobą, ze swoim odczuwaniem, okazuje się, że umiemy odmówić w takich sytuacjach, gdy spada na nas za dużo obowiązków. Taka odpowiedź jest spójna, wypływa z naturalnego kontaktu ze sobą, ze swoimi potrzebami, ze swoim „Ja”. Dlatego tak ważne, by pracować nad pogłębianiem kontaktu ze sobą.
Kiedy czujemy siebie, okazuje się, że wiele produktów czy usług, którymi byliśmy zainteresowani, przestaje nas przyciągać. Zaczynamy widzieć je takimi, jakie są naprawdę i zwykle szybko tracą wtedy blask. Kontakt ze sobą sprawia, że przestajemy sztucznie pompować swoje potrzeby, a nasza hierarchia wartości układa się inaczej. Często wtedy się okazuje, że nasz czas wolny, czas na odpoczynek, dla rodziny, na dom i hobby zajmuje wysokie miejsce na drabinie naszych potrzeb. Wtedy przestajemy zostawać po godzinach w pracy tylko po to, by pokazać lepszą wersję siebie.
Często trzymanie napięć w ciele powoduje, że przekształcają się one w stany chroniczne, co w konsekwencji prowadzi do wielu chorób. Zużywamy też niepotrzebnie wiele energii, starając się zachować obraz uśmiechniętej i miłej osoby. Aby poczuć, że tak się dzieje, warto wykonać prosty eksperyment: spróbuj przez chwilę napiąć całe ciało i wytrzymać tak dłużej niż pięć minut. Już po minucie na pewno zobaczysz, jak trudno jest wytrwać w napięciu. Spróbuj utrzymać sztuczny uśmiech na twarzy przez około pięć minut, tak samo przekonasz się, że to spory wysiłek dla organizmu. Tak właśnie działa stres. Nosimy w swoim ciele nieświadomie wiele napięć. Z czasem przyzwyczajamy się do nich i zachowujemy tak, jakby ich nie było. Równolegle niestety częściej odczuwamy zmęczenie czy spadek energii, które dają o sobie znać.
Dlaczego czucie ciała jest ważne i pomaga nam w nieunikaniu stresu?
Czucie siebie i tego, kim jesteśmy, na najgłębszym poziomie pozwala nam doświadczać życia w pełni. Jedną z technik pomagającą obniżyć poziom stresu jest medytacja. Pozwala ona zobaczyć doświadczenie, przeżyć je w pełni, ale nie utożsamiać się z nim. Trochę tak, jak byśmy widzieli film w kinie, na ekranie którego to my sami przeżywamy złość, smutek czy radość. Ta zdolność nieidentyfikowania się z emocjami, ze stresem pomaga paradoksalnie doświadczać tych wszystkich zjawisk pełniej. Kiedy mamy świadomość, że każda z emocji, każda ze stresujących sytuacji jest niczym fala na morzu – przypływa i odpływa – łatwiej jest nam doświadczać życia.
Dodatkowo, kiedy mamy kontakt ze sobą, większość swoich potrzeb możemy zaspokoić sami i orientujemy się, że do szczęścia naprawdę niewiele nam potrzeba. Mamy wówczas dostęp do spełnienia, które jest wewnętrznym stanem niezależnym od ilości czekolady, lodów, ubrań, aut, mebli itp. Owszem, te dobra są nam potrzebne, ale kontakt z własnym ciałem potrafi nas naturalnie zatrzymać przy potrzebach, które naprawdę są nasze, a nie wypływają na przykład z reklam itp. Stan obecności, który wzmacniamy poprzez świadomy kontakt ze sobą, z ciałem, z emocjami, zaczyna w nas naturalnie pracować i z czasem okazuje się, że nie potrzebujemy iść na lody czy kupować kolejnej tabliczki czekolady, by poprawić sobie nastrój. Dochodzimy do miejsca, w którym nie ma co poprawiać. W ten sposób uczymy się przyjmować siebie ze wszystkim, co w nas jest, żyć pełnią w relacjach, a wielu wyborów (m.in. w pracy) dokonujemy w świadomy sposób, a nie pod wpływem emocji. Emocje, których unikamy, często pukają do nas ze wzmożoną siłą i przejmują nad nami kontrolę. Sytuacje, w których za wszelką cenę próbujemy zachować spokój, a nie czujemy go, odbijają się na nas. Próbując ukryć złość, często ją wzmacniamy. Zdarzają się sytuacje, w których z pozoru spokojna osoba wybucha w najmniej pożądanych sytuacjach złością czy irytacją.
Konsekwencje chronicznych napięć
Długotrwały stres przyczynia się do poważnych problemów sercowo-naczyniowych...
Pozostałe 70% treści dostępne jest tylko dla Prenumeratorów
- 6 wydań magazynu "Body Challenge"
- Dodatkowe artykuły niepublikowane w formie papierowej
- Szybki wgląd do filmów instruktażowych oraz planów treningowych i dietetycznych
- Dostęp do wszystkich archiwalnych wydań magazynu oraz dodatków specjalnych
- ...i wiele więcej!
Dołącz do 50 000+ czytelników, którzy dbają o swoje zdrowie psychiczne
Otrzymuj co miesiąc sprawdzone narzędzia psychologiczne od ekspertów-praktyków. Buduj odporność psychiczną, lepsze relacje i poczucie spełnienia.
